Znane przysłowie ludowe mówi: co wolno wojewodzie, to nie Tobie… Doskonale wiadomo, jak się ono kończy. Dzisiaj lepiej darować sobie obraźliwe słowa, bo przecież wszystko można powiedzieć inaczej a wcale nie mniej dosadnie. Szkoda, że zapomniał o tym pewien wojewoda. Wojewoda rozumiany jako strażnik wyjątkowej wartości, bo rozwijającej się w czasie jak uroda i skargi dam minionego czasu. Chyba się nie mylę, więc powtórzę: tak, minionego. Coś się bezpowrotnie kończy, kiedy ostatnia granica została przekroczona, a legalność tego czynu nie ma żadnego znaczenia. Z kolei pytanie o moralną dwuznaczność niektórych zdarzeń może okazać się objawem oszołomienia psychicznego nie tego, który źle postępuje, lecz tego kto zadaje kłopotliwe pytanie.
Rafał Ziemkiewicz jest wojewodą języka polskiego pierwszego stopnia. Przeciętny Polak zapomniał, że człowiek może przenieść się w inny wymiar dzięki odpowiednio dobranej lekturze; że piękno języka polskiego polega między innymi na budowaniu zdań złożonych tak wielokrotnie, że aż przypominających architekturę gotyckiej katedry. Nie wspomnę już o słowotwórczej, dającej niesamowite możliwości, warstwie ojczyzny-polszczyzny (vide: Leśmian, czy Ludzka rzecz Pawła Potoroczyna). Melodia i rytm są kolejnymi bohaterami wielu polskich książek.
Rafał Ziemkiewicz jako wojewoda języka polskiego ma świadomość narzędzia, którym się posługuje, i wie jak potężne zniszczenia może spowodować jego niestosowne użycie. Zapewne już nigdy nie przeniknę tajemnicy wpisu na Twitterze, którego cytowanie sobie daruję. Czego może brakować wojewodzie? Prawda jest bolesna. Otóż, prawdopodobnie nie brakuje mu niczego, ale on o tym nie wie. Nie wierzę, że nie chce wiedzieć. On nie wie, a to zaczyna być niebezpieczne. Największe zagrożenie dla postaci publicznej stanowi dokonanie samozagłady, i to przy pomocy własnej broni.
Ale! Niech żywi nie tracą nadziei, wszak świat nie takie rzeczy widział, i nie takie nawrócenia, i nie takie zboczenia z oświetlonej drogi, i nie takie dziwy, i nie takie porywy w wir dziwnych wydarzeń, od których nie ma odwrotu.
Wojewodo języka polskiego! Apeluję do Ciebie rozdziawioną gębą – pisz tak mistrzowsko jak dotychczas, żebym mógł ją z ludzkim spokojem zamknąć. Otworzę ją następnym razem, gdy znów będę leżał krzyżem przed majestatem słowa, a ziemia, pył i kurz przedostaną się do nozdrzy oraz ust.
Komentarze